Artykuły prasowe | gazeta: | numrer: | |
Piękna i bestia | Poradnik Domowy | 9 VII 2003 |
Rówieśniczki stroją się, malują. Ją fascynują samochody.
Zamiast filmów woli oglądać relacje z rajdów. Czyta
najchętniej magazyny motoryzacyjne. Joanna Gębka ma 29 lat.
Rodzina? Nie
zastanawia się nad tym. Czeka, co przyniesie los. A ten na razie
trafia w dziesiątkę.
Zawsze chciała być chłopcem. Bo oni lubią samochody i
szybciej biegają. Ale chłopcy nie chcą kolegować się z
dziewczyną. Joasia bawi się autami sama. Rozbiera je na
części, dodaje kolorowe światła. Wydłubuje z magnetofonu
szpulowego sprężynkę, dopasowuje do sztywnego zawieszenia i
dostawczy samochodzik ma już amortyzator. Magnetofon jest
zepsuty, Joasia zachwycona. Rodzice najpierw się gniewają,
potem dziwią. Jak ona na to wpadła? Trzy kolejne rowery są
zajeżdżone na śmierć. Porozbijane kolana, łokcie. Bo Joasia
uwielbia szybkość. Na widok radiowozów, karetek pogotowia,
straży pożarnej dostaje rumieńców. - Wtedy nie było
sportowych samochodów, a tamte szybko jeździły - tłumaczy
dawną fascynację.
Aśka, pomóż!
Dla ojca Joanny motoryzacja była i pozostała do dziś czarną
magią. Dlatego to właśnie 13-letnia Asia odgrywa rolę
serwisanta rodzinnego "malucha" - wymienia olej, koła.
Po kolizji na rondzie w Olsztynie sama wyklepuje młotkiem
zgięte nadkole. - Z pasją do aut już się urodziłam -
wyznaje.
Zawsze spieszy się z odrabianiem lekcji. Najbardziej lubi
matematykę - bo tu same konkrety. Potem siedzi przy
"maluchu". Interesuje ją budowa silnika. Odkręca,
ogląda, wkręca... W sobotę i niedzielę, gdy rówieśnicy idą
na dyskotekę, do kina, ona siedzi w garażu upaprana smarem.
Już wie, co to kolektor wydechowy i pompa wspomagająca. Musi
wszystko poznać. Jak coś się nie udaje, zaciska zęby i
zaczyna od nowa. Mama kiwa ze zdziwieniem głową, wzdycha, bo
plamy na spodniach córki znów nie chcą się doprać...
W szóstej klasie podstawówki Joanna oświadcza, że idzie do
technikum samochodowego. Tacie z wrażenia sałatka jarzynowa
spada z widelca. A Joannie przyszłość, jaka ją czeka po
skończeniu liceum, kojarzy się z biurową nudą.
Wybiera jednak technikum ze specjalizacją hodowla i użytkowanie
koni. Bo piękne i szybkie. Ale bardziej niż do stajni ciągnie
ją do warsztatu.
W tamtych latach rodzice zmieniają samochody niemal co rok. Po
"maluchu" jest golf, potem dwa kolejne volkswageny
sirocco, toyota. Samochodami zajmuje się oczywiście Joasia. Ma
w garażu własną, prywatną samochodówkę... Wiąże z tyłu
długie, falujące włosy. Żeby nie przeszkadzały. - Aśka, ty
znów przy aucie? - narzeka jej chłopak.
Po skończeniu szkoły Joasia opuszcza rodzinny Morąg.
Zamieszkuje razem ze swoim chłopakiem w Olsztynie. On pracuje w
warsztacie lakierniczo-blacharskim, do którego Joasia często
przychodzi. W przeciwieństwie do niego czuje tę robotę,
dlatego często słyszy: - Aśka, pomóż...
Warsztat to jej miejsce. Wkrótce zaczynają prowadzić własny.
Jak trzeba, pracują nawet w nocy. Ona wkłada przyduży
kombinezon, maskę ochronną i lakieruje wozy. Nie stać ich na
to, żeby kogoś zatrudnić. - On miał dość, ja świata nie
widziałam poza tą pracą - wspomina. Przenoszą warsztat do
Morąga. Zatrudniają sześcioro ludzi. Pracownicy na początku
patrzą ze zdumieniem na kobietę, która z wprawą lakieruje i
potrafi w paru konkretnych zdaniach udowodnić, że ktoś (to
znaczy zawodowy mechanik, no i facet) nie ma racji. Wolą z nią
nie dyskutować.
Z klientami jest trochę gorzej - "Baba?! Nie dam dotknąć
samochodu". Ale bywa i tak: "Czy jest ta pani, co robi
samochody? Nikomu innemu auta nie zostawię".
Żaden inny, tylko ten
Był rok 1991. Zobaczyła go w gazecie. Zwarty, nieduży,
sportowy. W jej typie. Zakochała się! Ten i żaden inny.
Volkswagen corrado. Czemu ten? - Z autami jest jak z ludźmi -
patrzysz i albo ci się ktoś podoba, albo nie. Takie auto było
wtedy u nas rzadkością.
Odtąd czeka na okazję, ale ogłoszenie o sprzedaży corrado
znajduje dopiero po siedmiu latach. Pięcioletni model kosztuje
35 tys. zł. Trzy razy jeździ do Legnicy oglądać auto. Widać,
że właściciel nie obchodzi się z nim dobrze. Ale ona już
wie, że kiedy samochód znajdzie się w jej rękach... W końcu
sprzedaje toyotę i kupuje corrado. Przez osiem miesięcy
samochodami klientów zajmują się tylko jej chłopak i
pracownicy. Ona pracuje wyłącznie nad swoim pupilkiem. Jest
zachwycona.
W tym czasie w Polsce tuning, czyli zmiana wyglądu i parametrów
fabrycznych aut, jest prawie nieznany. Żadnej fachowej prasy.
Joasia kupuje niemieckie gazety. Podziwia tam pięknie
podrasowane auta. Choć nie zna języka, kojarzy dane techniczne.
Patrzy na zdjęcia i już wie co i jak.
Z corrado robi najpierw to samo co dawniej z autkami zabawkami -
rozbiera na części. Zmienia silnik, modyfikuje układ wydechowy
i dolotowy, zmienia oprogramowanie komputera sterującego mapą
wtrysku i zapłonu, wymienia seryjny układ zawieszenia na
sportowy, uzbraja auto w spojlery i lakieruje karoserię na
niebiesko. Wszystko robi sama. Codziennie trze szczotką dłonie.
Skóra jest czerwona i piecze, a lakiery i rozpuszczalniki i tak
nie chcą zejść. Ale w rękawicach nie czuje się auta. Mama
denerwuje się, bo córka topi w samochodzie wszystkie
oszczędności. Tak naprawdę mogłaby za nie kupić drugie takie
auto.
Los sprawia, że Joanna i jej chłopak rozstają się, sprzedają
warsztat.
Kim jest Yoshi?
Mama z niepokojem patrzy na 26-letnią córkę, która większą
część dnia spędza w garażu: - Ubierz się jak kobieta -
prosi. W szafie wiszą sukienki, spódnice. Używane rzadko albo
w ogóle. Ubrania kupuje jej mama. W sklepach z ciuchami Joanna
czuje się zagubiona. Rano wkłada to, co ma pod ręką. Spodnie,
sportowe obuwie. Tylko na szyi błyszczy delikatny złoty
łańcuszek. Nie musi się malować. Ciemna oprawa oczu daje
złudzenie makijażu.
Mijają lata. Corrado jest coraz piękniejszy. Zmiany krok po
kroku Joanna opisuje na swojej stronie internetowej corrado.vr6.prv.pl/.
W internecie znajduje klub Volkswagena. - Nareszcie sobie
porozmawiam - cieszy się. Na początku chce się przedstawić
jako Yoanna, ale intuicja podpowiada ostrożność. Loguje się
jako Yoshi. Pisze fachowo, sypią się więc pytania: czym
jeździsz? BYŁEŚ na zlocie? Odpowiada bezosobowo.
W 1999 roku w Trójmieście odbywa się zlot volkswagenów.
Przyjeżdża mnóstwo ludzi. Ktoś celuje aparatem fotograficznym
w "blue". Później Yoshi czyta w jednej z gazet
motoryzacyjnych, że samochód jest po profesjonalnym tuningu w
Niemczech. Nie może uwierzyć. Pisze do redaktora naczelnego.
Pismo zamieszcza nowy artykuł, w którym dementuje plotki.
- Gdy na spotkaniach entuzjastów motoryzacji mówiłam, że
robiłam to auto swoimi rękami i że jestem lakiernikiem,
patrzyli na mnie jak na mitomankę. Myśleli, że chcę wzbudzić
zainteresowanie facetów.
Dla internautów wiadomość, że Yoshi nie jest facetem, to
prawdziwy szok. Kłamała - piszą. Nikt nam nie wmówi, że
dziewczyna może sama zrobić TAKI samochód!
Proponuje więc, że jednemu z klubowiczów pomaluje wóz.
Przyjeżdża do Warszawy. Jest kilku widzów. Gdy kończy, zbiera
gratulacje: - Niezła jesteś.
Maile z buziaczkami
Joanna zaczyna pracować w firmie rodziców. Projektuje stacje
benzynowe. Jest zadowolona, choć... - Gdy podjeżdżam do
warsztatu po lakier i czuję ten charakterystyczny zapach, to...
ech!
Codziennie po pracy surfuje w internecie. Spędza po kilka godzin
na trzech forach dyskusyjnych o autach. Odbiera maile. Piszą
tak: "Genialny samochód, ale Ty sama jesteś jeszcze
bardziej genialna"; "Nie wiedziałem, że takie kobiety
istnieją"; "Widok tej furki to poezja dla oczu";
"Co sądzisz o spojlerach?". Ktoś narzeka, że jego
żona nawet nie potrafi auta dobrze umyć. Od kiedy wiadomo, że
Yoshi jest kobietą, w niektórych mailach prócz fachowych nazw
pojawiają się kwiatki, buziaczki... Największy wysyp listów
następuje po kolejnej publikacji w gazecie albo po zlocie
automaniaków. - Wielu zaakceptowało to, że jest wśród nich
dziewczyna, która jest lepszym fachowcem.
Jej klubowy kolega Adrian żartuje: - Do dziś szukam w jej aucie
ukrytego faceta, który nim tak naprawdę kieruje!
Wyścigi w rytmie techno
Joanna czuje czasem, że musi "uwolnić energię".
Wtedy miałaby ochotę z kimś się pociąć, co w języku
motomaniaków oznacza pościgać.
Niektórym kierowcom na widok niebieskiego corrado skacze
adrenalina. Joanna nastawia techno-dance albo hip-hop, choć
najpiękniej brzmi dla niej pomruk sześciocylindrowego silnika.
Jeśli warunki na drodze pozwalają, mknie 170-200 km/h! Ale
zdarza się to rzadko, bo drogi są fatalne, a "blue"
ma niskie zawieszenie. Wydaje się, że szoruje brzuchem o
jezdnię. Yoshi woli oszczędzać auto. Pamięta, ile pracy ją
kosztowało.
Kiedyś dała się jednak ponieść. Po półgodzinnym wyścigu
samochody z rykiem silników zjechały na stację paliw. Kiedy z
niebieskiego cuda z przyciemnonymi szybami wysiadła drobna
brunetka, na twarzy drugiego "zawodnika" zastygł
uśmiech. A z budynku z gazetą w ręku wybiegł pracownik. -
Zenek, to ten samochód! - wołał do kolegi.
Na zlotach aut tuningowanych, zlotach klubu Volkswagena, klubu
Corrado traktują Joannę jak kumpla, choć na wieczornych
imprezach nie pije, nie pali, nie przeklina. Ci, którzy
chcieliby zagadać jak do kobiety, czują tremę, boją się
podejść.
Czuć bluesa
Wojtka poznaje na forum www.autocentrum.pl. Zwierzenia i bliskość przychodzą
później. Po raz pierwszy widzą się po roku na jednym ze
zlotów. Joanna wkłada dżinsy i pierwszą z brzegu bluzkę,
spina włosy. - Cześć, to ja, Wojtek - mówi brunet w
okularach. Jest oszołomiony, widząc piękny samochód i jeszcze
piękniejszą dziewczynę.
Kiedy jadą gdzieś jej "blue", on z reguły zasypia
jak dziecko na miejscu pasażera. Joanna już nie spędza
wszystkich weekendów przy aucie ani przy komputerze. Znika
gdzieś z Wojtkiem. Dawniej woziła ze sobą dla towarzystwa trzy
pluszowe misie, dziś tylko jednego słonika...
Księga gości na jej stronie www. "Taka ładna i fajna
dziewczyna nie powinna ryzykować, jeżdżąc kupą złomu".
"Żal mi Ciebie, po prostu nie czujesz bluesa" -
odpowiada Yoshi.
archiwum: http://serwisy.gazeta.pl/poradnik_domowy/1,48638,1563793.html